Przedpremierowo: „Ja chyba zwariuję!” Agata Przybyłek


Maj to miesiąc licznych gorących premier książkowych, które, jak przewiduję, będą rozchodzić się niczym ciepłe bułeczki. Dzisiaj zaproponuję Wam jedną z nich, a jest to pozycja godna uwagi każdego czytelnika raczącego się literaturą komediową.

Nina, kobieta samotnie wychowująca dwójkę dzieci, musi być niezależna i świecić dobrym przykładem. Nie jest to jednak takie łatwe, gdy nie można liczyć na pomoc byłego męża i trzeba harować na utrzymanie rodziny, a w całym tym zamieszaniu potrąca się nauczycielkę swojego dziecka. Jacek jest przystojnym lekarzem o łagodnym usposobieniu, tylko... odrobinę niesamodzielnym, choć zupełnie z konieczności. Los lubi płatać figle i tak oto zagubiona para pracująca w szpitalu psychiatrycznym trafia na siebie zbiegiem okoliczności. Od razu pojawia się iskierka porozumienia. Wszystko pewnie wyglądałoby idealnie, gdyby nie jeden, łączący oboje bohaterów problem - nadopiekuńcze matki.

Ninę trzeba polubić już od pierwszych stron. Jest w stanie przespać nawet najgłośniejszy budzik, robi synkowi do szkoły kanapkę z serem, a córce z masłem, ponieważ ta sera nie lubi, a oprócz niego było tylko masło orzechowe, które dzieci zjadły na śniadanie (gdy mama jeszcze spała). Potem prasuje ubranka, a Kalince nawet podwójny zestaw, gdyż mała wyraziła się jasno, że chce założyć bordową sukienkę, co w pośpiechu Ninie zwyczajnie wypadło z głowy. Kolejny przystanek musiała zaliczyć w parku, gdyż Ignaś potrzebował liści i kasztanów na zajęcia. A takie pędzenie na łeb na szyję kończy się potrąceniem, i tak już mocno uprzedzonej do wiecznie spóźnialskiej matki, wychowawczyni córki.

Jacek z drugiej strony, wiedzie monotonne życie polegające na wstawaniu o tej samej porze, ubieranie się w świeżo wyprasowane ubrania i spożywaniu posiłku przyrządzonego przez mamusię, a potem łykaniu tabletek na uspokojenie i zapaleniu papierosa, choć dopiero po wyjeździe spod własnego okna pod wieczną obserwacją rodzicielki. No właśnie, bo ta kobieta doprowadziła go do nerwicy i jest na dobrej drodze do pogorszenia i tak już wątpliwego stanu zdrowia jedynego syna.

Dwójka głównych bohaterów ma ze sobą wiele wspólnego. Oboje są w okolicach trzydziestki, oboje bez drugiej połówki i obojga prześladują uciążliwe matki. Z tym, że mama Jacka traktuje go jak wieczne dziecko i na wiadomość o randce wybucha ogromnym płaczem. Natomiast druga mamunia, dystyngowana fanka zdrowego trybu życia, ubzdurała sobie, że trzydziestka to granica, kiedy kobieta przestaje być singielką, a zaczyna starą panną i za wszelką cenę chce wyswatać córkę jeszcze przed feralnymi urodzinami. Nawet zakłada jej konto na portalu randkowym i flirtuje w jej imieniu! Obie rodzicielki są równie irytujące, jak niedorzeczne, a nawet przez to zabawne. A ich zupełnie odmienne poglądy co do związku Niny i Jacka przeradzają się w prawdziwe starcie.

„Ja chyba zwariuję!” to momentami absurdalna wręcz komedia, którą pożrecie za jednym zamachem. A w pakiecie lekkie pióro Agaty Przybyłek. Czytanie jej książek to czysta przyjemność.
Moim jedynym zastrzeżeniem jest wykonanie samego egzemplarza - bardziej na miarę recenzenckiego za sprawą okładki bez skrzydełek. Trzeba się nieźle natrudzić, żeby książka nie wyglądała na zniszczoną już po jednym przeczytaniu. Mimo wszystko, chyba można wybaczyć dobrej rozrywce kiepską oprawę. Szczególnie, że okładka jest cukierkowa i po prostu przeurocza! Od jutra możecie upolować ją w księgarniach.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:

1 komentarz:

Copyright © 2014 gabibooknerd , Blogger