Zły Król - Holly Black

Zły Król - Holly Black


Od września i premiery Okrutnego Księcia (o którym możecie przeczytać tutaj) minęło już parę miesięcy, dlatego zdążyłam stęsknić się za światem elfów i wspaniałymi, wielobarwnymi bohaterami, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po kontynuację, Złego Króla. Będziecie mogli się przekonać, czy druga część dorównała pierwszej, a ci, na których Okrutny Książę nie zrobił wrażenia, czy warto czytać dalej.

Po krwawej i zaskakującej koronacji, która zakończyła się szczęśliwie zgodnie z planem Jude, wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane i niebezpiecznie, bo gra toczy się o znacznie większą stawkę. Młoda dziewczyna, śmiertelniczka pośród elfów, musi kontrolować króla, sprawując rzeczywistą władzę nad królestwem, tak aby w odpowiednim czasie Dąb mógł przejąć koronę. Na jej barkach spoczywają losy wszystkich dookoła, z każdej strony czyha inne zagrożenie, nawet najbliżsi nie są wsparciem, a wręcz przeciwnie, nie można ufać nikomu. Co więcej, jako sam seneszal Najwyższego Króla, Jude wciąż jest postrzegana jako wątła ludzka istota bez żadnej władzy i musi radzić sobie zupełnie sama.

Czytając Okrutnego Księcia było mi bardzo trudno wgryźć się w fabułę, gdyż byłam wrzucona ot tak w skomplikowany świat elfów, czarów i rzeczy przedziwnych, tak jakbym powinna już znać zasady obowiązujące w tym środowisku. Gdy zabrałam się za drugi tom, nie miałam już tego problemu, od razu wgryzłam się w tę historię - i z tego powodu miałam poczucie, że wszystko rozgrywa się trochę powoli. To nie tak, że książka mnie nudziła, bo wcale tak nie było, po prostu nic ważnego się nie działo. Za to gdy już wszystko się rozkręciło, książka okazała się być fenomenalna. Oczywiście moim zdaniem. Zafundowała mi absolutną mieszankę uczuć i emocji.

Autorka tak mną pokierowała, że znowu nie wiedziałam, komu Jude tak naprawdę powinna ufać i nie raz miałam ochotę zamordować pewne postacie, innym razem ucałować. W pewnych momentach, znając już bohaterów i ich losy z poprzedniej części, uśmiałam się do rozpuku. W tym momencie czuję się już całkowicie i nierozerwalnie związana z tymi postaciami. Sądzę, że nawet Cardan ma ogromne zagadki na mojego drugiego książkowego męża, chociaż po zakończeniu już nie jestem tego taka pewna. A co do niego, to jest to postać która najbardziej zmieniła się przez całą historię, od samego początku, przez środek aż do końca stawał się zupełnie inną osobą. Intryguje mnie i zdecydowanie jest to moja ulubiona figura, razem z Jude. Ona również skradła moje serce. Jest taka normalna, ludzka, zdana tylko na siebie i jednocześnie radzi sobie z tym bardzo dobrze, zaskakiwała mnie raz po raz. Wie, że nie ma tych atutów, które pozwalają przetrwać innym, godzi się z tym, a jednocześnie do cna wykorzystuje własne umiejętności.

Zły Król to dla mnie absolutnie 10/10, po prostu zakochałam się w tej książce. Nie mogłam odłożyć jej na bok, wciągnęła mnie na każdy możliwy sposób, począwszy od dopracowanych relacji między bohaterami, piękny język i według mnie mistrzowskie, elfowe tłumaczenie tekstu, aż po wielokrotne zwroty akcji, przez które siedziałam z otwartą szczęką. Jeśli Okrutny Książę był fajny, to Zły Król zwalił mnie z nóg, sprawił, że z pewnością jeszcze wrócę do tej serii i to pewnie nie jeden raz.


Korona Przeznaczenia i krótki wywiad

Korona Przeznaczenia i krótki wywiad



Jak już pewnie wiecie, jeśli śledzicie moje poczytania na bookstagramie, że w ubiegłym roku w końcu sięgnęłam po Klątwę Przeznaczenia i byłam oczarowana do tego stopnia, że zyskała ona miano jednej z moich ulubionych książek. Z wielkim podekscytowaniem czekałam więc na kontynuację, szczególnie, że udało mi się nawiązać świetny kontakt z jedną z autorek (z pozdrowieniami dla cudownej Moniki). Dzięki temu na koniec recenzji czeka na Was krótki wywiad, który przeprowadziłam z obiema pisarkami po zakończeniu czytania pierwszej części - niektóre pytania po prostu musiały mieć ujście mojej ciekawości. :)

Kochankowie uciekają z Ravillonu z wizją lepszego życia tylko we dwoje. Żeby odkręcić tragiczne wydarzenia z końca Klątwy Przeznaczenia, Severo musi zawrzeć pakt z samą śmiercią, co od tej pory będzie kierowało jego życiem. Co więcej, nad dwójką zakochanych wisi klątwa, która nie pozwoli im cieszyć się sobą nawzajem, a cały czas będzie im rzucać pod nogi nowe nieszczęścia. A ku przerażeniu mieszkańców całego kontynentu, nadejście cieni z Schatten zdaje się być nieuniknione. 

Jestem zagorzałą fanką grubych, rozbudowanych powieści z gatunku fantastyki i jednocześnie typową babą z zamiłowaniem do romansów. Uważam, że Klątwa i Korona to niezwykle trafione połączenie jednego i drugiego. Pewnie dlatego tak skradły moje serce. Pokaźne tomiszcza na początku mogą wzbudzać niemałe obawy, jednak bardzo łatwo jest się zaczytać w świecie Arienne i Severa. 

Przyznam, że tak jak Klątwa mnie urzekła, tak w Koronie zaczęłam widzieć coraz więcej potknięć. Mnie osobiście pewne archaiczne konstrukcje bardzo irytowały, szczególnie nieustannie powtarzanie zwrotów, które miały wprowadzić czytelnika w klimatyczny nastrój owych czasów, jednak bardzo zawęziły rangę słownictwa. Chociaż najbardziej frustrującym aspektem nie będzie tutaj styl pisania, a raczej zachowanie głównych bohaterów. Ariadna, która w pierwszej części mimo młodego wieku musiała stać się dorosła z dnia na dzień i miała racjonalne podejście do związku, staje się rozkapryszona, nawet jeśli sama przez to cierpi. Severo z drugiej strony, dwukrotnie starszy i nie raz rozsądniejszy, ulega napadom innego rodzaju dziecinności, po prostu nie potrafi kontrolować emocji, żądz, myśli, że może bezkarnie robić co mu się podoba, a świat musi kłaść się u jego stóp. Różnica wieku między bohaterami nie pozwala im dotrzeć się nawzajem. Ciągłe przeszkody na ich drodze stały cię niemiłosiernie uciążliwe. W Koronie, w przeciwieństwie do Klątwy, niemożliwe staje się możliwe aż do przesady. Bohaterowie giną i zmartwychwstają. A najgorsze jest to, że nie giną w podniosłej chwili, jak to zwykle bywa, nie poruszają czytelnika do granic możliwości. Po prostu umierają na najgłupszy możliwy sposób. Spróbujcie to sobie wyobrazić. Co więcej, sięgając po tę pozycję trzeba mieć świadomość, że to mieszanka erotyku i zawiera wiele bezpośrednich scen o specyficznym słownictwie, co może zrazić niektórych czytelników. Czytałam i pokochałam Grę o Tron, więc niespecjalnie mi to przeszkadzało, jednak miałam wrażenie, że przez co najmniej połowę książki bohaterowie byli skupieni wyłącznie na sobie, a cała faktyczna akcja błądziła gdzieś tam w tle. Za to potem już się tylko działo. Ostatnie kilkaset stron to była petarda, wszystko mknęło i obracało się o sto osiemdziesiąt stopni raz po raz. 

Co prawda drobne, aczkolwiek liczne wady książki nie pozwalają mi na ocenę dziesięciu gwiazdek, jednak druga połowa książki została rozbudowana, wzbudza masę emocji i tworzy mętlik głowie. Wiele elementów było naprawdę dopracowanych, co budzi podziw. Nie jest łatwo napisać tak grubą książkę i sprawić, żeby przez cały czas była zajmująca, a w moim przypadku wciągnęła mnie do reszty i zajmowała myśli przez resztę dnia. Żałuję tylko, że zakończyła się jakby w połowie zdania, z całym mnóstwem napoczętych wątków i każe sobie czekać na następną część (okrucieństwo). Koniec końców, obie części liczą ponad osiemset stron, dlatego niesamowicie związałam się z każdym z bohaterów. Gdy wracam myślami do pierwszej części, czasami marzę, by wszystko było znowu tak nieskomplikowane jak na początku. No i pozostaje czekać mi na ciąg dalszy.

A teraz pora na ciekawostki!



Wywiad

- Na czym polega współpraca dwóch autorek? W jaki sposób razem pisałyście książkę i udało Wam się stworzyć spójną całość? 

- Przez okres osiemnastu lat przyjaźni wypracowałyśmy sobie własny rytm i sposób własnego tworzenia. Każdą scenę poprzedzają wielogodzinne rozmowy, razem ustalamy akcję i kreujemy bohaterów oraz ich zachowania. Ja (Monika) zawsze czułam się lepiej w męskich rolach, zaś Sylwii świetnie wychodzą te damskie. Nie zdziwi zatem nikogo, że Severo to postać, którą ja prowadzę, zaś Arienne należy do mojej współautorki. Pozostałymi bohaterami wymieniamy się w zależności od potrzeb danego fragmentu, choć każda z nas ma swoich faworytów. 

- Czyli Klątwa Przeznaczenia to nie Wasza pierwsza praca?


   - Od liceum pisałyśmy losy Severa i jego wybranki. Czytali je nasi znajomi. Zapisałyśmy ponad 40 notesów ich przygodami. Po latach jako dorosłe stwierdziłyśmy, że choć to nieco infantylne, ma potencjał i tak powstała Klątwa.


- W jaki sposób postrzegacie tło tej historii? Język jest częściowo stylizowany, życie bohaterów, można powiedzieć, też jest dość niskich standardów, podobnie jak w średniowieczu. Za to chyba gdzieś przewinęła mi się data, rok trzytysięczny? W dodatku stworzyłyście zupełnie inne ramy czasowe, miesiące, które właściwie nic czytelnikowi nie mówią. Ciekawi mnie, czy są to tylko losowe nazwy własne, czy może jakiś określony schemat odliczania dni w roku?

- Tworząc nasze uniwersum, pragnęłyśmy zupełnie odciąć się od rzeczywistości. Choć realia są zbliżone do średniowiecznych, to słusznie zauważyłaś, że rok mamy trzytysięczny. Ustalając takie ramy czasowe chciałyśmy podkreślić, że piszemy fantasy, a nie powieść historyczną. Stąd też wyróżnienie innej liczby miesięcy - w naszym klątwowym świecie jest ich osiem: Hir (pierwszy dzień w roku i urodziny głównej bohaterki), Treten, Flovar, Sunnir, Cilest, Elven, Midwoch i Estraf. Każdy miesiąc składa się z 40 dni, podzielonych na 8-dniowe tygodnie. Prowadzenie akcji w takich ramach czasowych nie jest proste, szczególnie gdy chce się zachować wiarygodność, dlatego też wydarzenia z powieści rozpisywałyśmy w specjalnym pliku, takim naszym kalendarzu roboczym w Excelu, aby upewnić się, że wszystkie są właściwie ułożone.

Niweluję skandale

Czasy à la średniowieczne, rygorystyczne zasady panujące w Ravillonie, nieco mniej inteligentni mężczyźni niż obecnie i przedmiotowe traktowanie kobiet wywołały masę skandali na temat książki i samych autorek. Ja jednak od samego początku nie widziałam w tym najmniejszego sensu, oddzielam fikcję od życia prawdziwego i nie widzę sensu w doszukiwaniu się skandalicznych treści, gdzie cała akcja osadzona jest w odległym świecie fantastyki. Użyłam słów à la średniowieczne czasy, gdyż nie raz słyszałam takie określenie w odniesieniu do czasu akcji w tych książkach, które jest jednak zupełnie niesłuszne. Rzeczywiście poziom rozwoju cywilizacji, niektóre starodawne zwroty, czy archaiczne konstrukcje mogłyby wskazywać na średniowiecze, jednak wiele rzeczy czy nawet słów w życiu nie widziało średniowiecza, za bardzo się z nim kłócą. Jak same autorki potwierdzają, jest to powieść fantasy pełna magicznych mocy i stworzeń, a nie historyczna. Tak więc moja rada brzmi: take it easy. I zacznijmy szanować pracę naszych polskich autorów, szczególnie fantastyki, gdyż jak nie trudno zauważyć, za granicą ten gatunek kwitnie a u nas uważany jest wciąż za niższy rangą, przez co mamy tych książek tak mało.   
Copyright © 2014 gabibooknerd , Blogger