„Trzy mroczne korony” Kendare Blake




Wyspa Fennbirn różni się od kontynentu, a jej niezwykłość sprowadza młodych kawalerów z najznakomitszych rodzin przez mgły i niebezpieczne wody prosto do paszczy podstępnej bestii, aby spróbować szczęścia u boku nowej królowej. Otóż w tym osobliwym miejscu królowe pozostawiają po sobie trojaczki, urocze dziewczynki, które po ukończeniu szcześciu lat zostają rozdzielone i szkolone do rozwinięcia swoich mocy - oraz zabicia pozostałych dwóch sióstr, gdy przyjdzie na to pora. Wszystkie mają takie same prawo do tronu, jednak zwyciężczyni jest tylko jedna.
Poznajemy trzy kandydatki w czasie, gdy przygotowania do walki o przejęcie władzy się nabierają powagi. Mirabella od najmłodszych lat panuje nad żywiołami, natomiast pozostałe siostry - Arsinoe, pani natury i Katharine, trucicielka - wydają się pozbawione darów, dlatego ich opiekunowie robią wszystko, co w ich mocy, by maksymalnie zwiększyć szanse na przeżycie słabszych nastolatek.

Przyznaję, że koncepcja rodzenia się trojaczków (i to samych dziewczynek!) przy każdym królewskim pokoleniu wydaje mi się wygórowana i nieco śmieszna, jednak wyspa, na której rozgrywa się akcja, żyje własnym, magicznym życiem, więc dajmy jej oddychać. Pomysł na fabułę jest największym plusem powieści. Dziewczyny od dziecka szkolone na zimne zabójczynie, a dodatkowo ich skryte życie prywatne, relacje z innymi, gdy wisi nad nimi widmo śmierci oraz polityczne manipulacje, ponieważ z każdą kandydatką do tronu ktoś zyskuje na pozycji, a inny traci. Jeśli zaś chodzi o realizację, to już trzeba jej odjąć, gdyż tak dobry zamysł można było pociągnąć o wiele dalej.
Czy fani „Gry o tron” zostaną usatysfakcjonowani? Powiedziałabym raczej, żeby uciekali gdzie pieprz rośnie, bo krwawych scen i pikantnych szczegółów tutaj nie znajdą. Co więcej, książka skierowana jest głównie do nastolatków i młodych dorosłych, dlatego też język nie jest ambitny. Można by się spodziewać szybkiej akcji i dużej ilości intryg, jednak niestety wszystko rozwija się tu powoli, autorka nie śpieszy się z przedstawieniem nowej rzeczywistości i bohaterów, a wszystko ciągnie się wręcz do znudzenia. Bądź co bądź, książka jest krótka, a na koniec wszystko nabiera rozpędu.

„Trzy mroczne korony” to nie wyżyny literackie, co jednak nie przeszkodziło autorce w zdobyciu sukcesu. Historia ma duży potencjał i wierzę, że druga część powali mnie na kolana, bo choć nie byłam zachwycona, to jednak udało mi się wgryźć i wciągnąć w nowy świat, jak to było w przypadku „Dworu Cierni i Róż”. Polubiłam wszystkie trzy bohaterki, a zakończenie, mimo że szczęka mi nie opadła, sprawiło, że nie mogę się doczekać kontynuacji. Na dalsze rozmyślania zapraszam po ukazaniu się „Mrocznego Tronu”. 😚


1 komentarz:

  1. Książka trochę nie w mojej tematyce ale recenzja trochę mnie zachęciła a zdjęcia są piękne!

    Zapraszam na moje początki blogowania :)
    Mój blog

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 gabibooknerd , Blogger