„A gdyby tak...” przywitać wiosnę?


Wstęp długi jak... moje paragony!

(Gdzie się podziały moje pieniądze?!)


Cóż, dobry apetyt i zamiłowanie do książek nie chodzą w parze z wypchanym portfelem. Wystarczy jednak rzut oka na moją wspaniałą na swój sposób biblioteczkę - skrywa w sobie tyle historii, którymi miałam okazję żyć - a wydane szekle tracą znaczenie. A skoro już mowa o regale, zagościła na nim ostatnio całkiem ciekawa pozycja.
 Możecie zarzucić to mojemu młodemu wiekowi, aczkolwiek do niedawna z polskimi obyczajówkami nie miałam przyjemności. Takie odrzucanie polskiej twórczości zawdzięczamy w dużej mierze wszechogarniającej fascynacji książkami zagranicznymi. W sumie często trafiamy na słabe, powiedzmy amerykańskie książki i nic sobie z tego nie robimy. Jeśli zaś trafimy na słabą polską lekturę, chowamy uraz do tej naszej ojczystej spuścizny latami. Można więc powiedzieć, że przynajmniej do narodowego języka mamy duże wymagania. A tak już całkiem poważnie, wydawnictwo Czwarta Strona zaserwowała mi kilka dobrych, polskich obyczajówek parę miesięcy temu i teraz jestem już całkowicie przekonana do tej kategorii. Tym razem Czwarta Strona poczęstowała mnie „A gdyby tak...” Sylwii Trojanowskiej.  

To miała być kolejna nudna konferencja szkoleniowa. Gdy do sali wykładowej wchodzi Aleksander, Zuzanna nie może uwierzyć, że to ten mężczyzna, który na studiach złamał jej serce. Dzisiaj oboje mają po czterdzieści lat, a za sobą nieudane małżeństwa. A gdyby tak dać swoim uczuciom jeszcze jedną szansę?
Kiedy wydaje się, że najtrudniejsze chwile to już przeszłość, dramatyczna wiadomość zmienia wszystko. Co wybierze Zuzanna, gdy pozna prawdę?
Obok tej powieści nie można przejść obojętnie. Takie historie nie zdarzają się często, a niektóre decyzje łatwo oceniać… Dopóki nie padnie pytanie: a gdyby chodziło o nas?


Tak jak sugeruje opis, „A gdyby tak...” to przede wszystkim romans. Romans tak różny od tych, które czytałam, ponieważ jest to romans w naprawdę dobrym smaku. Bohaterami nie są tutaj już nastolatkowie, ani nawet młodzi dorośli poszukujący siebie, ale osoby po czterdziestce, które swoje już przeszły i podchodzą do każdej relacji z wypracowaną mądrością. Z tego powodu okładka książki teoretycznie nie została dopasowana do historii - nie czytamy przecież o młodej kobiecie, a o czterdziestodwulatce. Po przeczytaniu całości jestem jednak zdania, że dobór okładki był jak najbardziej trafny, a to ze względu na niezwykle pogodne wnętrze głównej bohaterki, Zuzy. Przez całą lekturę byłam zdumiona, że postacie dwa razy starsze ode mnie wcale nie różnią się tak bardzo. Mają w sobie ogrom życia, a szansa na prawdziwą miłość wcale nie przemija. Książka pozostawiła mnie pełną nadziei na własną przyszłość.
Sama historia sprawiła mi niesamowitą przyjemność. Naprawdę, byłam nią zachwycona bardziej, niż przykładowo książkami mistrzyni romansów, Colleen Hoover. Jedyne, co mogę jej zarzucić, to wrażenie lekkiej naiwności mimo wrzuconych w nią „gorzkich elementów”. Autorka zdecydowała się przepleść miłość z ciężkimi zdarzeniami, które w zasadzie w życiu nie występują tak często, raczej spotykamy się z nimi w polskiej telewizji. Natomiast ja, jako ta dwudziestolatka z licznymi, powiedzmy, schorzeniami, sceptycznie podchodzę do bohaterki dwukrotnie starszej, która uskarża się jedynie na problemy miłosne, emocjonalne, a nie dokucza jej nawet ból pleców czy stawów. Z drugiej strony, to pokazuje, jak bliskość rodziny i drugiej osoby jest ważna w życiu, prawda? Generalnie fantazyjność opowieści Zuzanny mi nie przeszkadza, jednak postawiłabym na trochę codziennych problemów zamiast tych rzadko spotykanych traumatycznych przeżyć. Ale wiecie, to już takie doszukiwanie się wad w czymś, co w rzeczywistości bardzo mi się podobało.
Jeżeli ktokolwiek z Was miał już okazję sięgnąć po tę książkę, dajcie mi proszę znać, czy spodziewaliście się zakończenia, ponieważ ja z łatwością sięgnęłam po podrzuconą mi poszlakę i domyśliłam się końcówki chyba jeszcze w pierwszej połowie. W żadnym stopniu nie zepsuło mi to jednak lektury, przeciwnie, byłam ciekawa, czy mam rację. „A gdyby tak...” to książka bardzo kobieca i idealna, żeby powitać nadchodzącą jesień. Polecam wszystkim fanom historii miłosnych!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu: 

2 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja a zdjęcia są piękne!
    Książki jeszcze nie czytałam ale może kiedyś :)

    Pozdrawiam Grovebooks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za ten miły komentarz. :)
      A książka zdecydowanie warta jest przeczytania.

      Ciepłe uściski <3

      Usuń

Copyright © 2014 gabibooknerd , Blogger