Dwór Szronu i Blasku Gwiazd - Sarah J. Maas
Wiecie, czasami trafia się na taką serię, która skrada serce. Angażuje się w nią całym sobą i liczy na happy end, a potem... no właśnie, co potem? Nawet jeśli historia ma długo oczekiwane zakończenie, każde zakończenie jest jednocześnie nowym początkiem. Co stało się z Kopciuszkiem i jej księciem, kiedy w końcu mogli być razem? I czym właściwie jest ten doskonały happy end?
Sarah J. Maas postanowiła pokazać, że po szczęśliwym zakończeniu wcale nie jest tak idealnie. Bo bohaterowie, choć osiągnęli sukces i teoretycznie powinni już resztę życia pławić się w tej radości, zmagają się z następnymi problemami, starają się jakoś sobie radzić mimo piętna odciśniętego na psychice. Przede wszystkim, to na co liczyłam, sięgając po nowelkę (czy też część Dworów #3.1), to wciąż ci sami bohaterowie. To znaczy, że po zakończonej wojnie moje ukochane postacie nagle się nie zmieniły, nie zaczęły żyć w sielankowym krajobrazie, wciąż są tak samo uparte, sarkastyczne, złośliwe i cudowne. No i wszyscy wciąż nienawidzą Tamlina.
Dwór Szronu i Blasku gwiazd, jak każda książka tejże autorki, zachwyca pięknym językiem (winszuję także polskiemu tłumaczowi za wspaniałe odwzorowanie słownictwa) i wciąga do fantastycznego świata bez reszty. Mimo że w tej części akcja skupia się jedynie wśród bohaterów oraz odbudowy Velaris, nie ma tutaj już wielkich wydarzeń, przy których wstrzymuje się powietrze ani nowych tajemnic, czytając, czułam się niejako znowu jak dziecko czytające Harry'ego Pottera, bo byłam pochłonięta w takim samym stopniu (to naprawdę nie zdarza mi się za często).
Cóż mogę powiedzieć, potrzebowałam tej książki. Potrzebowałam dowiedzieć się, co będzie dalej, śledzić losy Feyry i Rhysanda, przekomarzania się Kasjana, Mor i Azriela, odnajdywania się Elainy i denerwowania się na niewdzięczną Nestę. Moim zdaniem ta krótka książka mogłaby spokojnie mieścić się po prostu w Dworze Skrzydeł i Zguby. A skoro wiadomo, że autorka jeszcze nie skończyła z tą historią i będzie następna nowelka, powinna napisać równie grubą i rozbudowaną kontynuację, wydać ją jako całość. Brakowało mi wartkiej akcji i jakiegoś smaczka, gdyż w poprzednich częściach było ich mnóstwo. Ale skoro jest książka w takiej formie, w jakiej jest, nie mogę narzekać. W końcu cały czas trzymałam kciuki, żeby to jeszcze nie był koniec.